W drodze na Elbrus, 26 VIII 1998, fot. Bartlomiej WroblewskiW drodze na Otryt, od lewej Piotr Wiegandt, Bartek Wróblewski, Grześ Postaremczak, Leszek Karliński, Tomek Gajewski, Jaś Kurasiński, Bieszczady VII 1992, fot. Tomasz KapustaTrekking na Aconcaguę, 3 II 2007, fot. Bartlomiej WroblewskiNa Zawracie, w drodze do Pięciu Stawów, od lewej Tomek Kapusta, Bożena Szukała, Ola Gulińska, Grześ Postaremczak, Witek Szczuciński, Bartek Wróblewski, VIII 1993, fot. Tomasz KapustaW drodze na McKinley, 6 VI 2008, fot. Bartlomiej WroblewskiW drodze na Rohacza Ostrego, Tatry Zachodnie, VIII 1994, fot. Tomasz KapustaPiramida Carstensz, 3 V 2011, fot. Bartlomiej WroblewskiOstatni dzień wędrówki, pielgrzymka z Lublina do Rzymu, IX 2001Everest widziany z Tybetu, fot. mamahoohooba

Podróże, góry, ludzie

Korona Ziemi to najwyższe szczyty siedmiu kontynentów. Powinno być ich siedem, w praktyce jest dziewięć, dla mnie osobiście więcej… Strona opowiada o podróżach i o górach, ale także o ludziach, których spotkałem i którym często wiele zawdzięczam. Bez nich nie byłoby większości wypraw, przygód i wspinaczki na Koronę Ziemi.

Jak to często bywa, wszystko zaczęło się wiele lat temu od książek…, od książek pochłanianych w ogromnych ilościach. Do czasów liceum przeczytałem ich pewnie ponad tysiąc. Pojawiały się marzenia, pomysły i pierwsze plany. Dzięki harcerstwu, a szczególnie Błękitnej XIV zaczęło być możliwe ich realizowanie. Starsi koledzy bądź czasem nawet tylko o nich opowieści inspirowali. Pierwszymi wyprawami były obozy w Dankowie na Ziemi Lubuskiej, w Słupieniach na Mazurach Garbatych, w Bańskiej Dolnej na Podhalu i w Bieszczadach.

 

Z przyjaciółmi z Błękitnej zaczęliśmy coraz częściej jeździć w góry samodzielnie. Pierwszy wyjazd bez namiotu na Ślężę i pierwszy zimą pod namiot w Beskid Wyspowy był z Tomkiem. W Tatry jeździliśmy w większej grupie. Ostatni raz w początkach studiów pojechaliśmy razem w Czarnohorę…. Nieco tylko później pod koniec liceum z Michałem zaczęliśmy inny rodzaj podróży czy może raczej włóczęgi. Stachurowskim „skrajem dróg” przeszliśmy Beskidy od Turbacza do granicy z Ukrainą w Bieszczadach, a później od Ustrzyk Dolnych wzdłuż wschodniej granicy kraju przejechaliśmy auto-stopem do jeziora Hańcza na Mazurach. W kolejnym roku objechaliśmy jeszcze stopem środkową i południową Polskę. Wędrowaliśmy bez wcześniej wyznaczonego celu. Kiedy o tym opowiadaliśmy, ludzie nie wierzyli. Myśleli, że próbujemy ich nabrać…

 

Dzięki tym doświadczeniom, zazwyczaj już samemu, zacząłem od 1995 r. wyjeżdżać poza Polskę. W domu była książka „Europa za 100 dolarów”. W kieszeni nie było więcej, więc w pierwszych latach studiów przejechałem stopem kilkanaście tysięcy kilometrów po Europie, głównie wzdłuż “krawędzi celtyckiej”. Wyjazd do Szkocji na trzy tygodnie kosztował 30 funtów, a na miesiąc do Walii i Irlandii 100 funtów. Przed otworzeniem granic i erą tanich lotów podróże te wydawały się niemal egzotyczne. Zdarzył się wówczas jeszcze „ekskluzywny” wyjazd ze znajomymi znajomych z Kórnika przez Skandynawię na Nord Cap 17-letnim dużym fiatem w kolorze meksykańskiej czerwieni…

 

Ważnym doświadczeniem, peregrynacjami w dosłownym i głębszym znaczeniu, były w tym czasie dla mnie pielgrzymki: akademickie z Krakowa do Częstochowy, tradycjonalistyczne z Paryża do Chartres oraz najdłuższa z Lublina do Rzymu. Na tę ostatnią pojechałem tuż po studiach w 2001 r. dzięki Sławkowi.

 

W 1997 r. udało się wreszcie wyjechać poza Europę. Zaczęły się egzotyczne podróże. Z Witkiem i Yoko polecieliśmy do Indii i Nepalu. Dwa razy się ciężko zatrułem, złapałem tyfus, ale także wtedy zdarzyły się po raz pierwszy Himalaje i samotny trekking wokół Annapurny. Od spotykanych Szerpów dowiedziałem się, że Polacy to twardzi i godni szacunku ludzie, bo nie biorą jak inni tragarzy tylko w góry ruszają sami z plecakiem…

 

Rok później rozpoczęła się przygoda z Koroną Ziemi. Z Piotrem przypadkowo weszliśmy na Elbrus, a w kolejnym roku nieprzypadkowo nie weszliśmy z Witkiem ani na Aconcaguę, ani na jej bardziej niedostępną krewną Sajamę w Boliwii. Zobaczyliśmy za ta boliwijskie Andy, zapierającą dech w piersiach pustynię solną Salar de Uyuni, wulkany i gejzery oraz chilijską Atacamę. Nieco później Witek nieopatrznie pożyczył mi album „Korona Ziemi. Jak zdobyto najwyższe szczyty siedmiu kontynentów” Steve’a Bella. Obiecałem zapewne, że oddam jak skończę. Na razie jednak jeszcze nie skończyłem…

 

Od tego czasu przez niemal dekadę większość podróży była samotna i była także związana z Koroną Ziemi. Wyjątek stanowiła jedynie wyprawa do Sudanu i Etiopii w 2005 r. – najmniej górski i najbardziej egzotyczny z wyjazdów.

 

W coraz większym stopniu szczyty z Korony Ziemi wyznaczały szlak podróży. Początkowo były one jedynie akcydentalną częścią kolejnych wyjazdów. Kilimandżaro zdarzyło się w czasie podróży do Afryki Środkowo-Wschodniej w 2002 r., Mont Blanc w trakcie pobytu naukowego w Strasburgu w 2003 r., a Aconcagua w trakcie wyprawy do Ameryki Południowej w 2007 r.

Samotne wejście na najwyższy szczyt Ameryki Południowej było punktem przełomowym. Głównym celem kolejnych podróży stały się szczyty z Korony Ziemi: McKinley w Ameryce Północnej w 2008 r., Góra Kościuszki w Australii oraz Piramida Carstensz na Papui w 2011 r. Wciąż jednak przy okazji udawało się zobaczyć kawał świata. Były to już jednak inne wyjazdy. Do każdego z nich trzeba było się staranniej kondycyjnie i wspinaczkowo przygotować. Zostałem członkiem Klubu Wysokogórskiego w Poznaniu. Pod opieką Jagody zacząłem nadrabiać zaległości w zakresie wspinaczki skałkowej, a pod opieką Włodka wysokogórskiej.

 

Rzeczy, które się zaczyna dobrze jest kończyć. Pozostały ostatnie dwa szczyty Korony Ziemi. W początkach kwietnia czas na Mount Everest. Jeśli się uda, pozostanie Masyw Vinsona na Antarktydzie. Aż strach myśleć, co potem…

Bartłomiej Wróblewski

PS. 6 IX 2012 r. Wyprawa na Everest wiosną 2012 r. mimo trudnego, a momentami dramatycznego przebiegu, skończyła się szczęśliwie. Jednak do szczytu zabrakło 1000 m. Wciąż więc pozostały dwa szczyty z Korony Ziemi. Cóż Himalaje to piękne góry, jest więc i okazja do powrotu… Tymczasem jednak już w grudniu pierwsza w życiu wyprawa na Antarktydę, na najbardziej niedostępny i najzimniejszy szczyt świata – Masywy Vinsona.

PS. 9 I 2012 r. Masyw Vinsona zdobyty w grudniu 2012 r. 1000 metrów do Korony Ziemi. Przygotowania do wyprawy na Everest rozpoczęte!

PS. 11 VI 2013 r. Tym razem na Evereście udało mi się przekroczyć granicę 8.000 m n.p.m. Niemniej do szczytu z powodu awarii maski tlenowej nie dotarłem. Do wierzchołka Dachu Świata i do zakończenia wyzwania z górami Korony Ziemi pozostało 500 metrów. Wciąż jest to dla mnie niedokończona przygoda. Dlatego zapewne wrócę jeszcze na Everest…

PS. 4 VI 2014 r. 25 V 2014 r. stanąłem na szczycie Everestu. Tym samym po 16 latach od wejścia na Elbrus zakończyła się moja przygoda z górami Korony Ziemi. Deo gratias.

Bartłomiej Wróblewski

T  (+48) 602-236-194
E  bw@bartlomiejwroblewski.pl

Opublikowano: 7 III 2012 r.
Ostatnia zmiana: 4 VI 2014 r.

Everest widziany z Tybetu, fot. mamahoohooba

Partnerzy wyprawy na Everest 2013 (strona południowa)

Partnerzy wyprawy na Masyw Vinsona 2012

Partnerzy wyprawy na Everest 2012 (strona północna)

© 7SZCZYTÓW.PL