Base Camp

Base Camp, 19 IV 2012, fot. Bartlomiej Wroblewski

Z Base Camp rozpoczyna się wspinaczka na Everest. Szerpowie mówią zazwyczaj o Base Camp i chińskim Base Camp mając na myśli Base Camps dla wspinaczy mierzących się z Everestem dwoma standardowymi drogami: od strony nepalskiej granią południowo-wschodnią i od strony chińskiej granią północną. W rzeczywistości takie obozy istnieją (choć nie każdego roku są używane) także dla innych mniej uczęszczanych dróg, w tym dla ściany północnej i grani zachodniej.

 

 

„Nasz” tj. chiński Base Camp położony jest na wysokości 5.150 m n.p.m. Znajduje się u podnóży lodowca Rongbuk spływającego ze zboczy Everestu. Zajmuje obszar kilkudziesięciu hektarów. Na terenie Base Campu znajdują się podobozy poszczególnych ekspedycji. W tym roku jest ich – jeśli dobrze policzyłem – dziesięć. Wśród nich wyróżniają się obozy renomowanych komercyjnych agencji wspinaczkowych Kobler & Partners ze Szwajcarii oraz 7 Summits Club z Rosji, a także obozy narodowych ekspedycji chińskiej i indyjskiej. Cena wspinaczki z Seven Summits wynosi zaledwie 45.000 USD, Kobler jest podobno droższy… Trzeba jednak pamiętać, że po stronie nepalskiej znane firmy biorą od 60.000 USD do pewnie i 100.000 USD. Skąd te ceny? Agencje odpowiadają: profesjonalizm, bezpieczeństwo i komfort kosztuje. Jeśli nie potrzebujesz porcelanowego serwisu stołowego, kina domowego oraz bilarda nie musisz korzystać z naszych usług:)

 

 

Według chińskiego oficera opiekującego się do Base Camp, w tym roku do 20 kwietnia przybyło łącznie 104 wspinaczy oraz ok. 100 Szerpów, a w kolejnych dniach oczekiwanych jest jeszcze kilkunastu alpinistów. Liczba osób próbujących swoich sił od strony północnej systematycznie maleje. Jeszcze 10 lat temu więcej osób wspinało się na Everest od strony Tybetu niż Nepalu. Obecnie kilkukrotnie więcej wspinaczy wybiera drogę południową. Przyczyn tej zmiany jest kilka. Po pierwsze, polityka. W 2008 r. w związku z Olimpiadą w Pekinie Chiny obawiając się protestów w ogóle nie wpuściły wspinaczy. W kolejnych latach mnożyły się utrudniania administracyjne, związane z koniecznością uzyskania pozwolenia na wspinaczkę oraz wizy. Także po ich uzyskaniu pojawiają się w praktyce problemy. Po drugie, ekonomia. Obecnie ceny pozwolenia na wspinaczkę na Everest od strony chińskiej i nepalskiej są w praktyce bardzo zbliżone. Jeszcze stosunkowo niedawno pozwolenia chińskie były dwukrotnie tańsze. Po trzecie, trudności wspinaczkowe i względy bezpieczeństwa. Statystyki wskazują, że większy procent wspinaczy ma szansę na zdobycie Everestu od strony południowej. Strona północna uchodzi za trudniejszą technicznie, ponadto jest zimniej, silniej wieje, trudniej się zaaklimatyzować, a sama wspinaczka trwa dłużej. W razie wypadku szybciej i lepszej jakości pomoc medyczną można otrzymać w Nepalu niż w Tybecie.

 

 

Jak wspomniałem liczba wspinaczy jest niemal identyczna z liczbą Szerpów. Zasadą jest bowiem: jeden wspinacz-jeden Szerpa. Niewielka grupa osób chce zdobyć szczyt bez pomocy Szerpów: samotnie bądź działając w małej grupie. Z moich obserwacji wynika, że większość z nich już wcześniej była na szczycie Everestu, a teraz chce zwiększyć sportową rangę swojego wyczynu. Kimś takim jest poznany przed kilku dniami Andrew Lock (www.andrew-lock.com), pierwszy Australijczyk i pierwszy obywatel Brytyjskiej Wspólnoty Narodów, który zdobył wszystkie 8.000, a teraz chciałby tylko powtórzyć bez użycia tlenu i bez pomocy Szerpów wejście na Everest. Niekiedy zdarza się także, że wspinacze z różnych powodów mają wsparcie więcej niż jednego Szerpy (stan zdrowia i kondycja fizyczna, trudna droga, szczególna ostrożność).

 

 

O obozie Montarosa, w którym się znalazłem, a także o moich towarzyszach słów kilka w jednym z kolejnych postów.

Everest widziany z Nepalu, fot. Galyna Andrushko

Partnerzy wyprawy na Everest 2013 (strona południowa)

Partnerzy wyprawy na Masyw Vinsona 2012

Partnerzy wyprawy na Everest 2012 (strona północna)

© 7SZCZYTÓW.PL