Z Namche Bazaar do Dingboche

_DSC1349-Kangtega i Thamserku widziane z Tengboche, 5.IV.2013, fot. Bartlomiej Wroblewski (225x149)

Zgodnie z założeniem z Namche Baazar (3.440 m) przeszliśmy do Deboche (3.820 m), a stamtąd do Dingboche (4.410 m). Tu zatrzymaliśmy się na dwa dni dla lepszej aklimatyzacji. Droga wiedzie himalajskimi dolinami. Niemniej posuwamy się do góry. W dwa dni zyskaliśmy niemal 1000 metrów wysokości. W czasie wycieczki z Dingboche na pobliskie wzgórza dorzuciliśmy kolejne 250 m.

 

Powiedzmy, że zabawna historia zdarzyła się z moim sprzętem. Do Dingboche miałem do dyspozycji tylko to co zabrałem na trzydniowy trekking. Kiedy spotkałem się z resztą uczestników wyprawy w Namche Baazar okazało się, że gdzieś zapodziała się torba z moim sprzętem na trekking i wspinaczkę na Lobuche Wschodni. Pierwszego dnia rytualne zapewnienia, że bagaż dotrze jutro. Kolejnego dnia, że w następny dzień. I tak kilka dni z rzędu. W Doboche padła już jasna deklaracja, że torba może dotrzeć dopiero do Lobuche tj. za cztery dni. Zacząłem się niepokoić. W Dingboche okazało się, że w gruncie rzeczy nie wiadomo, czy bagaż został w hotelu w Katmandu, na lotnisku w Lukli, utknął gdzieś po drodze, czy może wreszcie omyłkowo został wysłany do Everest Base Camp. Każda z tych opcji to mała katastrofa… Po długiej dyskusji, w sobotę popołudniu wysłano wreszcie dwóch Szerpów w pogoni za karawaną jaków, gdzie być może miał znajdować się mój bagaż. Kilka godzin później wrócili z torbą poszukiwanego koloru. Po ich nietęgich minach było widać, że zdawali sobie sprawę, że nie trafili… Chwilę później zostali ponownie wysłani na poszukiwania. Późnym wieczorem victoria, zwycięstwo, sukces. Szerpowie pojawili się z właściwym bagażem.

 

Nie nacieszyłem się jednak sprzętem. Wystarczyła jedna noc. Wymioty, biegunka, temperatura. I Himalaista staje się człowiekiem… Następnego dnia wyprawa, a wraz z nią moja dopiero co odnaleziona torba ze sprzętem, ruszyła do Lobuche. A ja z dwoma innymi uczestnikami wyprawy leczymy się po zatruciu… Słabym punktem trekkingu do bazy pod Everestem, jest stołowanie się w miejscowych schroniskach (tzw. lodge’ach). To zawsze jest loteria. Lepiej zorganizowane wyprawy mają swojego dobrze przeszkolonego kucharza, a tym samym ograniczają ryzyko zatruć pokarmowych. Ryzyko jest duże, ponieważ nierzadko zatrucie w czasie wyprawy, determinuje jej rezultat. Mam nadzieję, że nie tym razem:)

 

Z jednodniowym opóźnieniem wychodzę za chwilę do Lobuche. Przez najbliższy tydzień nie będę miał dostępu do internetu, ale już dziś wieczorem będę dostępny pod telefonem satelitarnym.

Everest widziany z Tybetu, fot. mamahoohooba

Partnerzy wyprawy na Everest 2013 (strona południowa)

Partnerzy wyprawy na Masyw Vinsona 2012

Partnerzy wyprawy na Everest 2012 (strona północna)

© 7SZCZYTÓW.PL